Jedziemy w Bieszczady!

Na to wydarzenie cały rok czekają tysiące biegaczy. Niepowtarzalna atmosfera, urzekające górskie widoki i cel stawiany sobie indywidualnie przez każdego z zawodników. Wszystko to sprawia,  że od wielu lat Bieg Rzeźnika jest jedną z najbardziej obleganych imprez tego typu. Utrudnione warunki realizacji tego przedsięwzięcia ze względu na ograniczenia wywołane pandemią koronawirusa nie sprawiły, że utraciła ona coś ze swej atrakcyjności, a wręcz przeciwnie, nabrała w moim przekonaniu jeszcze większego kolorytu.

Przewodnicy na start!

Z Torunia wybraliśmy się w Bieszczady silną ekipą, w której znaleźli się także Toruńscy przewodnicy. Była to wszakże również okazja, aby poznać kolegów przewodników specjalizujących się w wycieczkach górskich,  wśród których jak się okazało jest pokaźne grono biegaczy.

Jadąc do Cisnej każdy ma inny cel. Dla jednych chęć sprawdzenia się na stosunkowo niedługim dystansie, inni ze znacznie większym doświadczeniem wybierają nieco dłuższe biegi (28 km/ 50 km), a oczy większości skupiają się na tych, którzy podejmując się biegów Ultramaratońskich (w Biegu Rzeźnika było to 107 km  (sic!) ) od samego startu mają pewność, że rozpoczynają walkę o przetrwanie. W naszej ekipie również znaleźli się tacy zawodnicy. Darek i Stachu pokonując swoje słabości ukończyli najdłuższy możliwy w tej edycji dystans 🙂

Ultrasów dwóch!

 

Dobra, ja tu zostaję 🙂
Mokry, zmęczony, ale zadowolony Piotr 😉
Takie cudeńka po drodze! Salamandra, na stopie. Zdjęcie dzięki Emilii, która pokonała ponad 80 km!

 

Trzeba zauważyć, że warunki tegorocznej edycji biegu nie należały do najłatwiejszych. Zapewne, gdybyśmy jako przewodnicy chcieli oprowadzić naszych turystów – dorosłych czy dzieci – po takich drogach, mogło by spotkać się to ze znacznym sprzeciwem. Mało, który z biegaczy nie doświadczył na trasie deszczu, który w połączeniu z burzami jakie przechodziły przez tę niezwykle malowniczą krainę znacznie utrudniał pokonywanie kolejnych kilometrów.Ciężko jednak spotkać kogoś kto mimo tych niesprzyjających warunków na linii mety byłby pozbawiony szerokiego uśmiechu.

Trochę błota nie zawadzi!
Naprawdę muszę tędy? 😉

 

 

Trudno było wracać, bo podczas takich wyjazdów czas się nieco zatrzymuje. Turystyka, w każdym swoim wydaniu pozostawia w nas jakiś niezatarty ślad, wspomnienie, często nostalgię albo nową pasję, która nawet w ciężkim czasie daje siłę, aby jednak wstać i pobiec dalej.

To co? Jedziecie z nami w Bieszczady?!

Piotr Graczyk,

toruński przewodnik, chyba trochę już biegacz 😉

Fot. Dariusz Kłos

przewodnik, belfer, biegacz ultramaratoński (kolejność przypadkowa)