Zimowy wyjazd do Rosji na koło podbiegunowe.

Plan był prosty – dojechać do Archangielska. 2500 tys. kilometrów w jedną stronę to nie lada wyzwanie, na które jednak nie trzeba było mnie długo namawiać. Chęć poznania czegoś nowego zazwyczaj zwycięża w wewnętrznej walce z racjonalnymi przesłankami. W tym przypadku wielu takich, które przemawiały za odrzuceniem tej propozycji nie było.  Po kilku spotkaniach zapadła ostateczna decyzja – jedziemy! Ja, Darek i Maciej. Chociaż w zasadzie kolejność wymieniania uczestników powinna być odwrotna, bo to właśnie Maciej był spiritus movens naszej ekskursji. Nie można także zapominać o najważniejszym i pełnoprawnym uczestniku naszej wyprawy. Kilka lat młodszy ode mnie, ale o wiele bardziej doświadczony w przemierzaniu rosyjskich dróg i bezdroży Land Rover. Nasza „машина”, która niejednokrotnie stawała się głównym bohaterem wyjazdu.

 

fot. Maciej Grzmiel
fot. Maciej Grzmiel

Wyjazd do Archangielska – przygotowania

Po uzyskaniu rosyjskiej wizy z niecierpliwością oczekiwaliśmy rozpoczęcia podróży. Trasa jaką obraliśmy prowadziła przez Litwę i Łotwę. Jazda przez Białoruś nie wchodziła w grę, ponieważ tranzyt między Białorusią i Rosją jest wstrzymany. Odległość jaka dzieliła nas od postawionego celu wymagała wstępnego planu, zakładającego wytyczenie odpowiedniej długości odcinków, które  mieliśmy pokonywać każdego dnia. Najbardziej doświadczony i nie ma co ukrywać, najbardziej skrupulatny w swoich poczynaniach spośród nas Maciej, podjął się tego zadania, przedstawiając dokładnie wyliczone kilometry dzielące poszczególne miejscowości w arkuszu kalkulacyjnym. Z różnych względów miało się okazać, iż znaczna część z owych planów musiała zostać zastąpiona improwizacją i planowaniem z dnia na dzień.

W końcu ruszamy w drogę.

Wreszcie 15 stycznia o godzinie 11:42 znaleźliśmy się na łotewsko – rosyjskiej granicy. Mimo, że już cały dzień znajdowaliśmy się poza granicami Polski, to dopiero przed granicą rosyjską pojawił się dreszczyk emocji. Szlaban, strażnicy celni, paszport. Gdzieś głęboko zakopana tożsamość obywatela Unii Europejskiej nagle dała o sobie znać. Przekraczanie granicy było jednym z ciekawszych i jak się okazało całkiem przyjemnym przeżyciem. Poza incydentem, w którym Darek będąc zbyt szczerym przyznał się do posiadania leków i Pani celniczka koniecznie chciała wiedzieć czy to nie są psychotropy było całkiem ciekawie. A i my wyposażeni w śpiwory i namiot w środku zimy budziliśmy szczere zaciekawienie. „Chcemy zobaczyć wschód zimą” – nasza odpowiedź o cel podróży była zawsze taka sama. Po wypełnieniu skomplikowanego druku, sprawdzeniu bagażu i otrzymanej informacji, że jeśli Maciej nie wróci tym autem to grożą mu dwa lata więzienia – mogliśmy jechać dalej. Cała procedura trwała około dwóch godzin, ale zakończyła się pozytywnie.

Przekroczyliśmy granicę Rosji, co nas spotkało?

Pierwszym miastem w jakim się zatrzymaliśmy był Nowogród Wielki. Każdy z nas miał zapewne inne oczekiwania  i cel względem tego wyjazdu. Wszyscy jednak przede wszystkim chcieliśmy poznawać ludzi. Już pierwszego wieczora poznaliśmy Saszę i Władimira. Zapytani przez nas gdzie możemy napić się piwa, zmienili kierunek marszu, aby zaprowadzić nas do baru. Doceniając ten gest zaproponowaliśmy żeby przyłączyli się do nas. Za każdym razem kiedy rozmawialiśmy z Rosjanami okazywało się że są względem nas bardzo otwarci i pomocni. Często zastanawiają się, czy Polacy faktycznie ich tak nie lubią, jak podaje rosyjska telewizja. Zaprzeczając takiej tezie i starając się wytłumaczyć, że to tylko polityka czuliśmy się trochę jak ambasadorzy. Następnego dnia zwiedziliśmy miasto. Obowiązkowym punktem był oczywiście kreml oraz Sobór Sofijski. Na centralnym placu miasta stoi duży pomnik Lenina.

Nowogród Wielki
Nowogród Wielki w Rosji zimą.

 

Nowogród Wielki w Rosji

Jego podobizna jest zresztą obecna w większości rosyjskich miast i miasteczek, które mieliśmy okazję oglądać. Pokryte białym puchem miasto miało niepowtarzalny urok. Latem podobno jest jeszcze piękniejsze. Koniecznie trzeba to sprawdzić. Po południu postanowiliśmy wyjechać. Do Archangielska pozostało ok 1200 km. Zdecydowaliśmy, że pokonamy ten dystans bez noclegu. Celowo wybieraliśmy drogi, które nie należały do najlepszych. „Ale to jest dzicz, tu nic nie ma” – powiedział Maciej z szerokim uśmiechem na twarzy. Trudy drogi dawały się we znaki nie tylko nam. Na trasie utknął samochód ciężarowy, który prowadził młody Białorusin. Nie mieliśmy fizycznej możliwości mu pomóc, ale w pobliskiej wiosce spotkaliśmy Sergieja, który zorganizował pomoc. Wymieniliśmy się suwenirami i pojechaliśmy dalej. Usiadłem za kierownica naszej terenówki zmieniając Darka i ruszyliśmy. Nie doceniając warunków drogowych, pewnie jechałem przez zaśnieżone drogi prowadzące pomiędzy lasami. Zbyt pewnie. Kilka minut po tym jak pomogliśmy zorganizować odsiecz dla zakopanego w rowie tira wpadłem w poślizg. To jakim cudem nie wypadliśmy z drogi pozostaje dla mnie zagadką. „Najtańsza nauczka” – jak zwykle trafnie skonstatował Maciej. Owo zdarzenie spowodowało, że dostosowałem prędkość jazdy do warunków na drodze. I tak zerkając co chwilę na termometr „pędziliśmy” z prędkością 30 km/h. W ten oto sposób nasza podróż trwałą prawie 24 godziny. Najważniejsze jednak, że się udało. Dojechaliśmy.

Co zrobić gdy nie mam tyle odwagi aby zorganizować samodzielny wyjazd do Rosji?

Nie zawsze trzeba wybierać kręte drogi, aby złapać bakcyla do wyjazdów na wschód. My sprawdzimy je za Was. Jeżeli nie chcesz, aż tak ekstremalnie zwiedzić Rosji, a chcesz pojechać na zorganizowaną wycieczkę to polecam biuro podróży, które specjalizuje się w wycieczkach do Rosji  Quick Tours z Olecka.

Do zobaczenia na trasie!

 

Będąc nad Morzem Białym Darek nie mógł nie skorzystać z okazji,  aby się w nim wykąpać.

Piotr Graczyk

Z wykształcenia politolog. Z pasji przewodnik po Toruniu i pilot wycieczek.

Współzałożyciel Domu Legend Toruńskich i Bunkru Wisła.