Kto tak naprawdę założył Warszawę?

Zacznijmy więc od samego początku, a za początek niech posłuży nam zrąb wizerunkowy i próg lokacyjny. Zgodnie z powtarzaną przez przewodników (i ponoć nawet sprawdzoną) opowiastką, Warszawę założyli toruńscy piernikarze. Dowodzić ma tego   nazwa jednej z ulic. Kto spacerował w okolicach średniowiecznego jądra Warszawy, trafił zapewne na ulicę Miodową. Przy każdym z jej rogów wiszą i informują szklane, eleganckie tablice. W Warszawie jest ich sporo, dzięki czemu umiarkowanie nawet zainteresowani mają okazję schwycić szczyptę sekretów z dziejów miasta i zasmakować w jego bogatej przeszłości.

Wiszą więc tablice, a na nich – i owszem – mieszkali tu toruńscy piernikarze, ale dopiero od wieku XVI. Dobrych zatem dwieście lat po tym, gdy powołano do życia stołeczny dziś gród. Czyżby toruńscy przewodnicy mylili się więc, snując tę opowieść? Niekoniecznie. Sprawa okazuje się być bardziej złożoną, nie porzucajmy zatem nadziei na prawdomówność naszych  przyjaciół i chodźmy dalej. Może da się jeszcze dociec toruńskości u samych początków Warszawy.

Archeolodzy i historycy, których od lat nurtują tajemnicze pierwsze dni miasta, zauważają, że cień Torunia pada wydatnie na obraz tamtych chwil. Lokacyjna Warszawa powstała na szlaku, który prowadził ze świetnie już prosperującego Torunia w kierunku Włodzimierza. Karawany wozów, po brzegi obładowanych orientalnymi towarami, zmierzały więc z bliższego i dalszego wschodu, by przez Syreni Gród dotrzeć do Ziemi Chełmińskiej. Jeszcze nieco ponad sto lat temu doskonale czytelny był trakt, którym od wieków sprowadzano ruskie skarby. I dzisiaj zresztą, kto ma odrobinę wnikliwości, chęci i  czasu, zdoła pochylić się nad niepozorną ścieżką, która biegnie przez toruński poligon. Mowa o drodze, przy której kilkadziesiąt lat temu stała drewniana kaplica pustelników. Ta sama, przy której zatrzymać miał się Napoleon Bonaparte. Cesarskie legendy zostawmy na boku – może będzie jeszcze okazja, by je przywołać. Wróćmy do ścieżki, która i w obrębie granic współczesnego Torunia raczy nas cenną wskazówką. Jest bowiem w mieście ulica oficjalnie i formalnie nazywana Starą Drogą. Dziś to droga znikąd donikąd. Spokojna, osiedlowa uliczka kameralnych ludzkich siedzib, poprzetykanych łysawym sosnowym laskiem. Stara Droga urywa się nagle i dość niespodziewanie, ponieważ w jej przebiegu wykopano wielką dziurę w ziemi. To kopalnia odkrywkowa gliny. Tej samej gliny, której miasto zawdzięcza czerwień ceglanych murów. Urywa się więc stary szlak, by dopiero dobry kilometr dalej znaleźć kontynuację w poligonowej ścieżce. Wysilmy leniwą wyobraźnię, aby ujrzeć torunian, którzy zmierzają w kierunku Mazowsza. Może mają już plan, by założyć tam miasto i zostać warszawiakami…

Archeolodzy mówią o czymś, co w ich specjalistycznym i branżowym języku nazywane jest progiem lokacyjnym. Innymi słowy – to wyraźna granica materialna w przekroju nawarstwień z różnych epok. Kiedy więc archeolog siedzi po uszy, a może i głębiej, w wykopie, zerka na profil (profil to po prostu przekrój wykopanej dziury), rozmyśla i wyciąga wnioski. Widzi nagle, że w mazowieckim wykopie rysuje się pewna prawidłowość. Od momentu, gdy powstało miasto, aż przez kolejnych sto lat, w profilu widoczna jest charakterystyczna, szara ceramika. Skorupy, których tu – w Warszawie – wcześniej nie było. Są to pozostałości naczyń nad wyraz popularnych w Toruniu i innych miastach krzyżackich. Przypadek? Ciężko orzec… Wtedy też, opierając się o łopatę, wnikliwy badacz może oddać się refleksji. Nareszcie ma bowiem jakieś podstawy, by wziąć pod uwagę toruński trop w warszawskim projekcie.

Niech powyższe zdania posłużą jedynie za zachętę do dalszych rozważań i wrócą wiarę w prawdomówność toruńskich przewodników.