Efraim Szreger – o czym powinni mówić toruńscy przewodnicy
Stoję przed warszawskim pomnikiem Kopernika i zaraz dźwięczy mi w uszach ciekawostka, którą do granic eksploatuje się podczas zwiedzania Torunia z najmłodszymi. A dodać muszę, że zwiedzanie i atrakcje dla dzieci to, co tu dużo mówić, jeden z bardziej wymagających sektorów naszego przewodnickiego rynku. Młodziutki Klient szybko się nudzi, a jednocześnie, gdy już naprawdę go zainteresujesz, z rozdziawioną paszczą chłonie każdy szczególik. Warto być dobrze przygotowanym, bo celne i mądre pytanie (a tych dzieci zadają wiele) mogą obnażyć niekompetencję i przerost dobrego przewodnickiego mniemania o sobie nad obiektywną rzeczywistością. Czym dzieci królują nad największym nawet, dorosłym specjalistą, to właśnie uczciwą chęcią poznania prawdy. Dorośli częściej pytają, by błyszczeć na tle innych dorosłych. Dzieciaki naprawdę chcą wiedzieć.
Wracam jednak do pomnika, zerkam na astronoma – i zaraz sobie przypominam – czy wiecie, dlaczego Kopernik w Toruniu stoi, a w Warszawie siedzi? Jasne, że wiemy, panie przewodniku! W Warszawie siedzi, bo jest w gościnie, w Toruniu stoi, gdyż jest gospodarzem! – taka tam, pocieszna, posiłkowa ciekawostka z kapelusza – jak to się mówi, by nie powiedzieć inaczej. Podobno dobrze, gdy przewodnik zna takich więcej. Podobno dobrze też, gdy zna również ostrzejsze.
Za warszawskim pomnikiem astronoma stoi Pałac Staszica. W jego miejscu piętrzyła się niegdyś ukształtowana przez Szredera fasada kościoła dominikanów obserwantów. Dobrych dwieście lat temu świątynia została zburzona, z czym wiąże się inna, już nie tak pocieszna, a mrożąc krew w żyłach przewodnicka ciekawostka. Szanujący się warszawski cicerone opowie o tym, jak planowano nawet wyremontować podominikańską wówczas świątynie i ustanowiono zarząd, który miał się tym zająć. Na czele rady stanął ksiądz, który jednak cechował się wielkim umiłowaniem spraw światowych, co dla wszystkich, nie tylko księży, zawsze kończy się źle. Pieniądze zebrane na ratunek budowli przepił, przegrał i przehulał, a gdy zdał sobie sprawę z tragicznych skutków lekkomyślności, skutecznie targnął się na własne życie. Samobójstwo miał popełnić na głównym ołtarzu. Po takiej profanacji nie mogło być mowy o dalszym utrzymywaniu kościoła, zburzono go więc, uwalniając parcelę pod pałac.
Zachował się interesująca notatka z czasów, gdy Szreger pracował na zlecenie dominikanów warszawskich – „Za zaiąca y Grzywach dla architekta na podarunek za iego fatygę około fabryki” – taki to zapis po stronie wydatków pojawił się w księgach obserwanckich. Pan Efraim lubił więc dobrze podjeść i wypić. Na zamiłowanie do win wskazują inne pozycje z tej samej księgi. Piszą tam bracia, jak rewanżowali się winem za zaangażowanie architekta. Dodać można, że owa „fabryka” to w tym wypadku nic innego, jak ogół prac budowlanych przy kościele.
Zostawmy więc Kopernika za plecami i ruszmy w kierunku innego, jeszcze popularniejszego pomnika. Idziemy pod Kolumnę Zygmunta, mijając po drodze kilka dzieł Szredera.
Najpierw Wizytki, o nich była już mowa. Dodam, żeby dostatecznie nasycić ten ustęp toruńskością, że siostry przybyły do Warszawy z Francji. Długa drogę pokonały wpierw na pokładzie statku, który dobił do gdańskiego portu, po czy – już powozem – udały się w dalszą podróż. Jechały, ma się rozumieć, przez Toruń. Zapewne podczas postoju zaopatrzono je w krzepiący piernik, by zdrowe i silne dotarły do królowej Ludwiki Marii. Kościół sióstr to jeden z dwóch w okolicy, który nosi wezwanie św. Józefa Oblubieńca. Drugi, należący do karmelitów bosych, również jest projektem toruńczyka. Zastanawiające, że oba kościoła nieznacznie tylko ucierpiały podczas ostatniej wojny.
Kościół karmelicki to wielki przełom w karierze Efraima, spory też przełom w polskiej architekturze. Dzięki środkom Michała Radziwiłła „Rybeńko” mogła powstać budowla, której nad Wisła wcześniej nikt nie widział. Choć Szreger projektował świątynię jeszcze przed podróżą do Francji, widać wyraźnie, że wiedział, ku jakim trendom kieruje się architektura europejska.
Dla karmelitów zbudował też dom dochodowy. Okazała kamienica stoi do dziś przy ulicy Bednarskiej 23. To zupełnie niezwykła sprawa, ponieważ czas jej budowy zarejestrował Canaletto na słynnej, praskiej panoramie Warszawy. Mamy zatem wzruszającą stop-klatkę, zaklęty i zamknięty na zawsze rok 1770, a w nim rosnący spod rusztowań dom projektu słynnego toruńczyka!
Kończąc już spacer śladem Efraima, zajdźmy na znaną nam Miodową. W miejscu, które dziś jest wylotem tunelu trasy W-Z, stał okazały pałac. Siedziba bajecznie bogatego Piotra Teppera również wyszła spod ręki toruńczyka i również uwiecznił ją Bellotto. Dom miał mieć kształt skrzyni kasowej, a wszystko dlatego, że inwestor uznawany był za największego bankiera nad Wisłą. W kieszeni Tepperów siedział sam król Staś, a ich kariera skończyła się co najmniej nagle i drastycznie. O tym jednak przy innej okazji.
I choć miałem już kończyć, pozwólcie jeszcze, że rozpędzony dodam słów kilka o jednym z pierwszych projektów Szredera. Budowli, która w karierze architekta plasuje się w tym samym czasie, co wznoszony przez niego kościół w rodzinnym Toruniu. Budowli, której ostatecznie nie zrealizowano wedle zamysłów Efraima, a wybierając projekt konkurencyjny. Mowa o szpitalu Dzieciątka Jezus. Dziś po starej leczniczy nie ma już śladu. Istnieje jednak szpital na Ochocie, będący spadkobiercą starego zakładu. Stary szpital Dzieciątka stał na terenach zajętych obecnie przez gęstą zabudowę śródmieścia. Jednym z postawionych na gruntach szpitalnych obiektów jest choćby warszawska filharmonia. Dlaczego jednak przypominam całą tę historię? Ano dlatego, że może się to przydać toruńskim przewodnikom. Projekt kaplicy przy szpitalu mocno bowiem przypominał zaprojektowany dla toruńskich ewangelików kościół staromiejski.
Jeden jeszcze szczegół rzuca się w oczy w tym projekcie . Efraim Szreger proponował również koncepcję zieleni dla lecznicy, a w ramach tych działań polecił posadzić na szpitalnym dziedzińcu osamotniony świerk. Przyznacie, że dość to malownicza wizja – pękający w szwach przytułek dla kalek i sierot z kołyszącym się w podwórku samotnym drzewem.